Ponieważ ukazał się nowy egzemplarz „Okolicy Poetów” nr 80 pod redakcją Jerzego Szatkowskiego, z zamieszczoną – co dla Ordynacji jest najistotniejsze – poezją Anny Boduszyńskiej-Bąk, oraz że jej wiersze znalazły się w tak doborowym towarzystwie, jak przystało na wydawany od roku 1998 kwartalnik nawiązujący do wspaniałej tradycji polskiego miesięcznika literackiego z lat 1935 – 1939 — to należało by może napisać wreszcie parę słów więcej, pozbierawszy to, co do tej pory zostało powiedziane o jej poezji, i o samej autorce książki poetyckiej „Otoczenie”, wydanej w roku 2017.
Cieszy nas zatem dostrzeżenie przez szacowne grono, wręcz Olimp polskiej poezji, tych kilku tekstów literackich bliskich naszemu sercu a zaczerpniętych z pięknie wydanej, wspomnianej już przeze mnie książki „Otoczenie”, w której każdy może znaleźć coś dla siebie z ponad 200-tu utworów wybranych przez wydawcę, a stanowiących niespełna tylko znikomą część z przebogatej twórczości poetki. Jak zawsze okazuje się, że poezja żyje swoim własnym życiem, tak i teraz zamieszczony w nowym wydaniu kwartalnika „Okolica Poetów”, utwór autorki pt.: „Ocean”, nabrał zupełnie innego wymiaru lub jak kto woli głębi, poprzez zwykły błąd wydawniczy, ot taki chochlik – co bardziej zainteresowanych, odsyłam zarówno do oryginału jak i do kwartalnika, dla porównania.
Fakt szczególnego uwypuklenia w periodyku utworów Anny Boduszyńskiej-Bąk, poprzez użycie w procesie edytorskim wersalików jedynie do jej wierszy – w wydaniu „Otoczenia” z roku 2017 została zastosowana zupełnie inna czcionka, różnicująca jednak wielkość poszczególnych liter, zwłaszcza początkowych, przez co forma graficzna jak i przejrzystość tekstu była bardziej czytelna – potraktujmy to jako wyraz szczególnego rodzaju uznania dla naszej poetki i… cieszmy się tym, trzymając w ręku nowy egzemplarz „Okolicy Poetów”.
Mamy tam także sposobność ujrzeć portret artystki, narysowany ręką Zbigniewa Kresowatego, a wykonany w oparciu o fotografię znanego poznańskiego fotografika i portrecisty – Józefa Myszkowskiego z roku 1959.
To może na tyle, tytułem wstępu do tego, co warto by uwypuklić zastanawiając się nad twórczością poetycką Anny Boduszyńskiej-Bąk, nad tym co już zostało powiedziane i nad tym co jest jak zawsze między wersami, ukryte tylko dla nielicznych.
Tadeusz Żukowski – poeta i eseista poznański – pochylając się nad tekstami z „Otoczenia” podczas mającego miejsce Dwugłosu nt. poezji, który odbył się w styczniu bieżącego roku w Poznaniu, wspomniał jak to one same przemówiły do niego, a bardziej jak nie one pierwsze, ale jak to Roman Bąk – również ceniony poeta, przemówił do niego, rekomendując nowo co wydaną książkę, którą pozostawił pod nieobecność gospodarza w oczekiwaniu na krytyczny komentarz zacnego kolegi po piórze. Tak też autor „Apokatastasis” zaczął powoli smakować pozostawiony kęs czystej poezji, doznając wzruszeń nad najprostszym detalem zawartym w ukończonym dziele.
Jednak to nie jemu przypadła palma pierwszeństwa we wzniesieniu okrzyku zdumienia i zachwytu nad poezją utkaną z drobnych nici żywota. Bo choć jak kum kumowi, tak kumają jak sam stwierdził, jak te żaby poetyckie w poznańskim literackim błotku, to jednak pierwszym, który przemówił, czy wręcz poprzedził go, był Roman Bąk uwiedziony znów wcześniej przez samą Ordynację.
Jak to było zatem z tym uwiedzeniem…
Autora „Miejsca dróg i przepraw” – Romana Bąk, uwiodła najpierw Ordynacja w osobie Wojciecha Bąk, (zbieżność nazwisk przypadkowa ale nie bez znaczenia) prezesa stowarzyszenia i wydawcy, który przekazał mu zebrane wiersze w fazie początkowej, przed wydawniczej jeszcze a nie w tej tak cudownej formie, zamkniętej, na którą można patrzeć niezmiennie w zachwycie, ale w zwykłym pliku redakcyjnym. Po pobieżnej lekturze zrodziło się krótkie i szybkie zdanie, „niecnie” wykorzystane przez wydawcę na okładce książki: „na pierwsze spojrzenie, ciche delikatne jak pieśń nad pieśniami”…
Piękne to słowo – „niecnie”, bardzo a bardzo wdzięczne słowo – jak zauważył sam Tadeusz Żukowski.
Jednak każdy kto weźmie do ręki „Otoczenie”, dostrzeże, jak to ujął Roman Bąk, że Pieśń nad Pieśniami jest na początku, gdzieś w okolicy lat 60-tych, gdzie więcej jest tam lekkości, więcej miłości, więcej tych młodzieńczych zachwytów, zapatrzeń, a potem dopiero następują inne księgi biblijne, im dalej tym stają się cięższe, głębsze, coraz bardziej jak po drabinie Jakubowej, wznoszą się na wyżyny metafizyki, a zatem ten pierwszy okrzyk zachwytu jest bardziej zdaniem zachęcającym ale nie wyczerpującym tego co jest w księdze ukryte.
Trudno mówić o „Otoczeniu”, jako o tomie poetyckim, bo to nie jest jakiś tam tomik, ale to jest tom życia, o którym nie gadać trzeba ale słuchać wierszy autorki jak one same brzmią i dźwięczą w powietrzu, w otoczeniu. Trudno jest określić książkę ilomaś zdaniami, nie można powiedzieć, że jest to też kronika życia, bo są to rzucane w różnych chwilach istnienia namysły, zapiski, pewien rodzaj haiku. Jakby ratowanie każdej chwili, która przepływa a nie każdą chwilę jesteśmy w stanie złapać i nazwać, ale właśnie to jest ta jakby cudowność poezji, zapisu słowa, że można złapać chociażby jedną niewielką ulotną chwilkę i ona zostaje na zawsze z nami i dla potomnych.
Nie pierwszy to raz, kiedy poezja Anny Boduszyńskiej-Bąk zostaje skojarzona z Emily Dickinson. Zauważyła to już w latach 80-tych XX wieku Ludmiła Mariańska, znamienita jej tłumaczka w prywatnej korespondencji z autorką „Otoczenia” ale również pomyślał o Emily Roman Bąk, przypominając nam, że mogło być podobnie, że za jakiś czas, może kiedyś w dalekiej przyszłości, rodzina zobaczyła by w domu kuferek z wierszami, tak jak kuferek który pozostał po Emily Dickenson. Ona też próbowała za życia debiutować i choć debiutowała, to nie tylko że jej wiersze pocięli, bo była zbyt nowatorska jak na owe czasy, to jednak trzeba było czekać prawie sto lat na dobrego wydawcę, aby wiersze Emily ujrzały światło dzienne, na podobnie dobrego wydawcę jak Ordynacja.
Są takie chwile, kiedy nam coś umyka i musimy to umieć łapać, więc dobrze się stało, że złapane zostały te wiersze i wyciągnięte na światło dzienne, że są one i zaistniały już nie tylko dla domowego użytku, ale że poszły w szeroki świat.
Roman Bąk zwrócił uwagę na jeden z wierszy zawarty w tomie „Otoczenie” – noszący tytuł „Artysta” z roku 1997, który zestawił przewrotnie z wierszem Andrzeja Bursy „Funkcja poezji”. Warto przytoczyć je tu oba.
Anna Boduszyńska-Bąk
Artysta
Artysta — kobieta
Kiedyś pragnęła życia przestrzeń
wypełnić Sztuką
Namiętną pasją i oddaniem
całego serca, ręki, oka
I los spełniając to pragnienie
codziennej troski zamknie krąg
Czas jej wypełnią plamy, plamki
rozprucia, dziury i dziureczki
Coś zaszyć, podszyć, pocerować
to wyprasować a to wyprać
posprzątać, przynieść, ugotować
szybko przytulić i pogłaskać
objąć, utulić, pocałować
I codziennego życia sztuka
upartym trwaniem i oddaniem
całego serca, ręki, oka
ważniejsza stanie się od SZTUKI
Andrzej Bursa
Funkcja poezji
Poezja nie może być oderwana od życia
Poezja ma służyć życiu
Gospodyni domowa powinna:
wytrzeć kurze
wynieść śmieci
wymieść spod łóżka
wytrzepać dywan
nakarmić dziecko
pójść po zakupy
podląc kwiatki
napalić w piecu
przyrządzić obiad
wymyć rondle
wypłukać szklanki
wyprać pieluchy
zaszyć spodnie
przyszyć guzik
zacerować skarpetki
zapisać wydatki
i jeszcze
zrobić tysiąceinnychrzeczyoktórychniemamypojęcia
a potem lektura wielkich romantyków
i lu-lu…
Możemy być wdzięczni autorce „Otoczenia”, że nie tylko są tu różne zapisy od lat 60-tych XX wieku aż do roku 2016, a zatem mamy tu pól wieku zapisu znad Rzeki Życia – haiku, i są obok tych niesamowicie ulotnych jak chociażby ten z samotnego spaceru, napisany dwa lata temu, delikatne i bolesne, przeszywające…
Anna Boduszyńska-Bąk
Z samotnego spaceru
Z samotnego spaceru
liść ci przyniosłam
Topoli serce – złote
Wziąłeś go
w obojętne ręce
i odłożyłeś – na bok
Jak wiele innych rzeczy
Kończąc swoje rozważanie nad poezją, Roman Bąk stwierdził, że możemy być wdzięczni też za appendix umieszczony przez wydawcę na końcu książki – za „Żyjątka mowy potocznej – Nasze językowe żyjątka, stworzenia przedziwne, smutne, wesołe, brzydkie i ładne, powstające codziennie z naszej niedbałości w mowie” a spisane w latach 2010 – 2017, które świadczą o niezłym oku artystki i wyczuciu nie tylko form językowych ale form życia, które pałętają się po domu w takich właśnie egzemplarzach, za te: Chcesie, Chybasie, Ejno, Jaci, Jajuż, Jatu, Łachybes i Sepójdę.
Wiersze Anny Boduszyńskiej-Bąk skojarzone zostały również z przywołanymi już wcześniej japońskimi wierszami haiku, w sensie formalnym, z ich czystością, bardzo dopracowanych, jakby ktoś wykreślał aż do bólu zbędne słowa, jak chirurg tnący lancetem, pozostawiając samą esencję, to co najważniejsze. Zarówno w kontekście formalnym jak i w obszarze tematów poruszanych przez autorkę wierszy, utrwalającą tak jak klisze, kadry filmowe, kadry z życia, z rzeczywistości, kiedy patrzymy na coś i widzimy co jest tak naprawdę i czego jesteśmy świadkami.
„Otoczenie” jest też w pewnym stopniu kroniką pisaną od lat 60-tych XX wieku aż do współczesności, albumem który możemy oglądać, i to albumem z cennymi pamiątkami, które potrafią zainteresować nie tylko osoby, które bezpośrednio ono zawiera ale i innych, przez co stajemy się wielką metaforą losu człowieczego, losu indywidualnego, doświadczenia kobiety i mężczyzny, gdzie cierpliwość i pokora tkana jest z wątków przeplatanych z osnową.
„Otoczenie” jak wskazał Tadeusz Żukowski, co nie sposób nie zauważyć czy wręcz pominąć, to książka której pierwotnym otoczeniem, dla tych zapisków przerabiających się w wiersze, jest pierwotny wybór autorki, jej studia w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Poznaniu na wydziale malarstwa oraz tkaniny unikatowej w pracowni Magdaleny Abakanowicz. To książka, która wynika z tego wynikania właśnie, to taka niezauważalna nić, do której jeśli przyłoży się serce, wolę, wybór, talent, cierpliwość, cierpienie, te wszystkie rzeczy, które składają się na nasze bycie człowiekiem, kobietą, mężczyzną i artystą, to wnikanie w jakieś wielkie płaszczyzny, skomplikowane powiązania, zasupłania, dziurki, pocerowania, sprawiają, że powstaje nagle arcydzieło z tak banalnej rzeczy jak nić, z której można zrobić coś tak niebanalnego, tak ekspresyjnie mocnego i zarazem trwałego.
„Otoczenie” to książka powstała jakby w cieniu, w cichości tej materii tkaniny, w której linijki tekstu są jak nici poszarpane, porwane, poukładane w wersy. Jest wątek i jest osnowa, bo osnowa jest jak pion – biel kartki, i jest wątek, czarny nici poziom druku. To książka utkana ze słów, artystycznego zaangażowania, talentu, pragnienia i marzeń otoczonych okładką na której jest Otoczenie – tkanina z roku 1977. Otoczenie jako otoczenie rodzinne, jako otoczenie społeczne, jako otoczenie świata, które potem toczy się w stronę duchowości. Otoczenie jako miłość wychodząca z ciała w ciało. Ktoś powiedział, że mężczyzna jest po to, aby wywołać duszę na powierzchnię ciała kobiety, potem kobieta czuje się jednak naga, bo zniknęła miłość, która ją ubierała. Pozostaje rozpacz, wielkie doświadczenie egzystencjalne, jest wielka wyrwa w materii tkaniny, jakby wyszarpane serce utkane misternie, tak plecionej jak plecione są nasze tkanki składające się na ciało.
„Otoczenie” to książka nierozerwalnie sprzęgnięta, wręcz spleciona z dziełem pierwotnym, tkaniną. Rodzi się po cichutku, podstępnie wyrwana, ucywilizowana drukiem przez wydawcę. Zachowując proporcje do Pieśni nad Pieśniami, od tego młodzieńczego początku do roku życia symbolicznie zwanym Chrystusowym, gdzie pojawia się cisza i przełom jaki możemy odnaleźć w wierszu pt.: „Cisza”, napisanym w roku 1977. To książka, która jest przełożeniem tkanin na tkaninę słów w czerni i bieli, wątków i osnowy.
Anna Boduszyńska-Bąk
Cisza
Cisza pracowni
rama
nici
ożywające pod dotykiem
wciągają myśli w swe istnienie
by plątaniną kolorową
ogarnąć całą moją istotę
która jak pył
zanurza się w czasie
w przestrzeni rozmyślań
nad istnieniem zalążków światła
A z mroku odczuć
wydobywa światłocienie
fakturę splotów moich pragnień
Jeszcze jeden wiersz, na który szczególną uwagę zwrócił Tadeusz Żukowski – to oczywiście tytułowe „Otoczenie”:
Anna Boduszyńska-Bąk
Otoczenie
Rama
osnowy równy szereg
ileż to godzin samotności
w niejasnym splocie poznawania
Jak z poplątanych barwnych nici
wyciągam jedną
która prowadzi myśl
skierowaną ku przestrzeni
by wątkiem nikłym
jako przędza
zawisnąć w obojętności otoczenia
Na szczęście w tym otoczeniu, bezpośrednim otoczeniu autorki nie ma obojętności, choć częsty jest taki los artysty, który jak Norwid umarł w osamotnieniu, w nędzy i spoczywa w zbiorowym grobie – a otoczony został dziełami, utworami zebranymi w białych tomach notabene ubranych w tkaninę – białe płótno jako całun pośmiertny.
„Otoczenie” to książka, która może niepokoić, czy są to jeszcze wiersze czy to jest już proza. Tadeusz Borowski napisał kiedyś „ani wiersz, ani proza, tylko kawał powroza,…” – na którym się powiesić czy uratować? Tadeusz Żukowski szukając tego co spaja, odnajduje właśnie tę nić, wątek wielkiego dzieła splecionego z rzeczy niebywale niewidocznej i banalnej, wtórnej, czego jak sam podkreślił, mężczyźni w większości tego w ogóle nie zauważają – no chyba że są poetami…
I tak jest właśnie z tą książką, że z pierwszych słów, z pierwszych liter, bohaterka liryczna – autorka, która zastanawia się wcześniej jak tutaj pisać, jak dobrać słowa, tak żałując że nie ma talentu jak wielcy poeci wielkich fraz, pięknych słów, metafor – tworzy misterne haiku, gdzie rodzi się prostota, niemalże asceza nad jej tak specjalnie zaakcentowaną, pozorną nieporadnością wytrawioną pokorą, która stara się unikać wszystkich zbędnych ozdób, unika kwiecistości, powodując monochromatyczność – wskazując na tę pokorę w której nagle rozbłyska Chrystus. Dla autorki zaczynającej z wielkiej ciemności, z wulkanu, który wybuchł i nagle się wypalił, powoli wyłania się iskierka nadziei, która raz jeszcze pyta o Pieśń nad Pieśniami, i o Miłość, skąd ona jest, i o Źródło, i okazuje się, że to droga do Boga, że Bóg sam wskazuje na to gdzie jest źródło.
„Otoczenie” to książka, którą czytać należy jak się czyta tkaniny jako całość, to nie są wiersze, tylko aluzja, jakaś gra z epickością. To trzeba czytać w całości, przeczytać od dechy do dechy, kilka razy i wówczas zapomina się o powierzchni, widzi się obrazy tak jak wychodzimy i wbiegamy w dzieciństwo albo kiedy jesteśmy dorośli i budzi się w nas na powrót dziecko, poruszone zachwytem o świcie banalną pajęczyną na której rosa iskrzy światłem.
Hm… Pierwszy raz przeczytałam ten komentarz i recenzję do „Otoczenia” Anny Boduszyńskiej-Bąk. Brak mi słów. Wspaniale to zostało ujęte. Od A do Z i jeszcze więcej i więcej. Taaak ! W 100% potwierdzam i tak też odbieram tę poezję, nie byłabym w stanie tak pięknie o niej opowiedzieć jak zrobili to zacni wrażliwi na piękno poeci w „dwugłosie”. Chylę czoło ! Przed skrybą oczywiście także ;))! :)K
PolubieniePolubienie